W całym swoim życiu tylko dwa razy prawie spóźniłam się na samolot. Raz kiedy jechałam na wakacje z rodzicami i bawiąc się lalkami wyjęłam baterie z zegarka zapominając ich potem włożyć. Ale była to sytuacja kryzysowa, Barbie spaliła obiad ktoś przecież musiał ugasić ogień i wtedy zjawił się Ken z gaśnicą (czyt. bateriami). Spóźniliśmy się nieznacznie i zdążyliśmy w ostanie chwili. O ile pożar w domu Barbie był sytuacją kryzysową to pogaduszki z Louisem nie. Po skończonej transformacji siedzieliśmy, bez końca piliśmy herbatę i rozprawiali na różne tematy. A kiedy się ocknęłam była 5:45. Rzuciłam się biegiem po swoje rzeczy, nie było ich dużo bo przyjechałam na jeden dzień.
Louis uprzejmie odwiózł mnie na lotnisko, aż serce mi się kroiło przez to świństwo, które mu zrobiłam. Kiedy tylko Louis wyszedł na chwilę zabrałam ten list. Schowałam go do torebki, a chłopak nawet się nie zorientował. Przez zgniecenia trudno było zobaczyć wiele wątków więc czytanie zostawiłam na później.
Przez cały czas bacznie rozglądałam się za Harrym ale nie było go nigdzie widać. Do czasu odprawy celnej kiedy to stał dokładnie dwie osoby za mną. Odwróciłam się plecami i nawet nie próbowałam się oglądać. Jak najszybciej zmyłam się w kierunku samolotu. Później jakoś poszło Harry miał miejsce na drugim końcu samolotu i oboje siedzieliśmy tyłem do siebie. nie było szansy, żeby mnie rozpoznał. W sumie lot przebyliśmy bez najmniejszych problemów. Z samolotu wyszłam pośpiesznym krokiem i byłam jedną z pierwszych osób, które go opuściły. Biegiem rzuciłam się na postój taksówek, Harry co prawda był nie wiele za mną ale nie wzbudziłam jego podejrzeń raczej wściekłość, że mnie nie wyprzedził w wyścigu do taksówek. Przed budynkiem lotniska stała tylko jedna taksówka, do której wsiadłam i kazałam kierowcy odjechać jak najszybciej tłumacząc się spóźnieniem na spotkanie z agentem nieruchomości.
W domu byłam kilka minut później. Zapłaciłam taksówkarzowi i wkroczyłam do mieszkania. Było dziwnie puste. Otworzyłam okno w kuchni i salonie po czym rzuciłam się do łazienki. Włączyłam prysznic i pozbyłam się ciuchów, które upchałam na samym dnie kosza na pranie. Zmoczyłam twarz i owinęłam ręcznik wokół głowy tworząc turban. Nie mogłam pozwolić, żeby Harry poznał mnie po włosach. Założyłam na siebie ręcznik kąpielowy i usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Wyłączyłam prysznic i otworzyłam drzwi Harry'emu, który patrzył na mnie podejrzliwie.
- Wejdź Harry- przepuściłam go w drzwiach.
Brunet zrzucił płaszcz i powiesił go na haku. Zdjął swoje skórzane sztyblety* i okulary przeciwsłoneczne.
- Napijesz się czegoś?- spytałam z kuchni.
- Nie- powiedział cicho wciąż patrząc w moim kierunku tym, samym wzrokiem co mogłam wyczuć nawet na niego nie patrząc.
- O co chodzi Harry, coś się stało?- zapytałam w końcu odwracając się.
Zignorował moje pytanie i powolnym krokiem ruszył w moim kierunku.
- Brałaś prysznic?
- Tak.
- A wybierasz się gdzieś?- uniósł brew do góry.
- Nie, o co ci chodzi- podniosłam głos.
- Dość mocny makijaż ja na ciebie- wyznał.
Wtedy mnie olśniło, Louis użył wodoodpornych kosmetyków. Przepłukanie twarzy wodą nic tu nie dało. Zagryzłam wargę szukając jakiejś wymówki ale Harry mnie ubiegł.
- Masz mnie za idiotę Evans?- warknął.
- Zależy w jakiej kwestii- uśmiechnęłam się gorzko.
- Co robiłaś w Londynie?- spytał opuszczając mój komentarz.
- Skąd pomysł, że w nim byłam?- odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
- Mam telewizor, oglądam wiadomości, a tak w ogól...- przerwał kiedy zobaczył zdjęcie Louisa leżące na blacie. Tomlinson dał mi je kiedy wyjeżdżałam w sumie to znalazłam je w skrytce samochodowej i spytałam czy mogę je zatrzymać bo moje ramki stoją puste, zgodził się.
- Dobrze, że mi przypomniałeś, muszę je włożyć do ramki- wzięłam zdjęcie do ręki. Mina Harry'ego byłą mieszanką złości, zdziwienia i czegoś na kształt wewnętrznego bólu czego nie mogłam do końca odgadnąć - Kontynuuj- powiedziałam.
- Muszę się zbierać powiedział, dokończymy to- odwrócił się z zamiarem wyjścia.
- Harry! Poczekaj!- spojrzał na mnie wyczekująco- Jak wrócisz to porozmawiaj z Louisem, był strasznie przybity jak go odwiedziłam.
Uśmiechnął się smutno i pokiwał głową.
- Do zobaczenia Harriet- powiedział dość tajemniczym głosem i zostawił na oparciu kanapy kawałek papieru po czym wyszedł.
- Oj Styles, ja cię nigdy nie zrozumiem- westchnęłam.
Ubrałam się w coś normalnego i zmyłam makijaż do końca. Wyszukałam jakiś przepis na ciasto marchewkowe bo góra marchewki zalegała mi w lodówce od dłuższego czasu. Zrobiłam ciasto i doprowadziłam mieszkanie do porządku. Znalazłam jakąś ciekawą książkę w pokoju Nialla. Pewnie zostawił ja podczas ostatniej wizyty. Kiedy byłam mniej więcej w dziesiątym rozdziale rozległo się ciche pukanie do drzwi Rzuciłam książkę na kanapę i ruszyłam do drzwi zauważając papier, który musiał wcześniej spaść na ziemię przez co o nim zapomniałam. Podniosłam go i wsadziłam do kieszeni. Otworzyłam drzwi, a ktoś gwałtownie wtargnął do mieszkania. Miałam już grozić, że znam kung-fu kiedy zobaczyłam kto właśnie stoi przede mną:
- Eleanor?!
sztyblety- to te buty które zazwyczaj nosi Harry (tu) i (tu)
~~~~~~
Wybaczcie mi tę dłuuugą nieobecność ale te wakacje były dużo bardziej aktywne niż tego chciałam i niż się spodziewałam. Mam nadzieję, że miło spędziliście letni czas oraz, że rozdział się podoba. Pozdrawiam ♥
OOo jestem pierwsza! Świetny rozdział i mam nadzieje ze szybko będzie nastepny
OdpowiedzUsuńDopiero dzisiaj znalazlam to opowiadanie,i wcale nie żałuje czekam na netx ,1Dusia,
OdpowiedzUsuńMegaaa!!:** czekam z niecierplieością <3
OdpowiedzUsuń