poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 17

Czekałam na Zayna w umówionym miejscu. Mężczyzna spóźniał się już piętnaście minut. Nie to, żeby mi to przeszkadzało. Po prostu w Szwecji, gdzie obecnie mieszkałam, ludzie mieli bzika na punkcie spóźnień. Zawsze byli punktualni, do czego zdążyłam już przywyknąć dlatego właśnie czekanie na Malika strasznie mnie nużyło.  Po raz kolejny zerknęłam na zegarek. W tym własnie momencie zobaczyłam przed sobą Zayna, który sapał jakby właśnie przebiegł maraton.

- Wybacz spóźnienie, miałem mały problem w ośrodku- wyjaśnił.

Potaknęłam mu i lekko się uśmiechnęłam:

- Nic się nie stało.

- Więc o czym chciałaś pomówić?- zapytał zajmując miejsce na przeciwko mnie.

- O narkotykach- powiedziałam bez ogródek na co Zayn momentalnie się spiął.

W jego oczach widać był nutkę strachu i rozdrażnienia, co za wszelką cenę próbował ukryć. Uśmiechnął się nerwowo i spytał:

- A dokładniej?

Opowiedziałam mu całą historię mojego wejścia w posiadanie torebeczki z proszkiem. Zwróciłam też jego uwagę na dziwne zachowanie Niall'a, Ashley i Harry'ego. Zayn słuchał mnie uważnie, nie przerywając ani razu. Odezwał się dopiero kiedy skończyłam mówić.

- To co teraz powiem może ci się wydawać nierealne, ale to Niall jest dilerem.

Zaśmiałam się cicho, bo to przecież nie mogła być prawda.

- Mówię poważnie. Mogę się założyć, że już szuka tej działki i niebawem po nią wróci, on albo Ashley.

Nie chciałam w to wierzyć ale Zayn był przekonany o tym co mówił.

- Więc co mam zrobić? - spytałam.

- Odłóż to tam gdzie było. Niebawem, któreś z nich przybędzie po działkę, pod byle pretekstem po ich wyjeździe zobacz czy paczka zniknęła z torby i będziesz wiedzieć kto mówi prawdę- wyjaśnił.

Chwila ''z torby''. Skąd on wie, że znalazłam to w torbie. Nawet słowem o tym nie wspomniałam, powiedziałam, że znalazłam to w domu. 

- Skąd wiesz, że znalazłam je w torbie?

- Wspomniałaś o tym- uśmiechnął się.

- Własnie, że nie- powiedziałam.

- Zapewniam cie, że tak, a teraz wybacz. Obowiązki wzywają- posłał mi ostatni uśmiech i wyszedł.

- Podejrzane- mruknęłam do siebie.

Zerknęłam na zegarek. Do spotkania z Louisem została mi około godzina. Zamówiłam kawę na wynos i powolnym krokiem ruszyłam do domu Tomlinsona. Dotarłam dwie minuty przed czasem. Zadzwoniłam domofonem, do pokaźnych rozmiarów, domu Louisa. Chłopak od razu mi otworzył. Weszłam do jego przestronnego, w większości białego apartamentu. Zaprowadził mnie do salonu.

- Więc jaką masz sprawę?- uśmiechnął się ale widać było, że coś jest nie tak. Jakby był smutny. Mimo to wolałam nie pytać. Nie chciałam go zdenerwować.

- Mógłbyś mi pożyczyć trochę kasy?

- Jasne, ile dokładnie?- zapytał.

- Na bilet powrotny i stówkę.

- Jasne, przeleję ci na konto, może być?

- Nie mam konta. Jestem nieletnia- przypomniałam mu.

Louis spojrzał na mnie dziwnie. Ewidentnie był zaskoczony.

-Więc dam ci je teraz- mruknął i pośpiesznie opuścił salon.

Rozejrzałam się po salonie. Louis miał wolno stojącą kuchnię. Cicho wstałam z kanapy i ruszyłam w jej kierunku. Na jednej ze ścian, obok stołu kuchennego była mokra plama na ścianie. Skierowałam wzrok niżej na potłuczone szkło. Ktoś musiał go odwiedzić przede mną i na pewno nie była to miła wizyta. Wyglądało na poważną kłótnię podczas, której w ruch poszły szklanki.

Na stole leżała koperta, była otwarta. Kawałek od niej była jej zgnieciona zawartość. Może to nie gość zdenerwował Louisa tylko treść listu. Podeszłam bliżej chcąc zobaczyć kto był nadawcą ale usłyszałam zbliżające się kroki więc pośpiesznie wróciłam do salonu i w ostatniej chwili udało mi się usiąść na kanapie.

Louis wręczył mi białą kopertę i uśmiechnął się ciepło.

- Co do twojego konta to pomówię o tym z Harrym- zapewnił- Napijesz się czegoś?

- Herbatę poproszę- powiedziałam.

Tomlinson zniknął w kuchni, a ja dostałam sms. Był on od Barbary:

Harry nie może się do ciebie dodzwonić na stacjonarny. Jest mega wkurzony. Leci do ciebie!!!

Po przeczytaniu wiadomości dosłownie mnie zmroziło. Nie było mowy, żebym leciała samolotem razem z nim. Sprawdziłam tabelę lotów. Następny był dopiero z samego rana. Dokładnie o 6:15. Nie było wcześniejszych więc nie mogłam nic zrobić. Musiałam to dobrze przemyśleć. Po chwili doszedł do mnie Louis z herbatą. Włączył wieczorne wiadomości.

W dzisiejszym wydaniu wiadomości: ''Starsza pani chciała pobić tramwajarza bo ten nie przepuścił jej na pasach. '' ''Bliżej Afryki- nowa kolekcja obrazów słynnego malarza dzisiejszych czasów'' ''Lotniska wzmagają kontrolę po tym kiedy rzekomo widziano zaginioną Harriet Evans na Londyńskim lotnisku'' A także... 

Nie słyszałam co mówili dalej bo stałam się jakby nieobecna. Spojrzeliśmy na siebie z Louisem w tym samym czasie.

- Coś załatwię- powiedział i opuścił mieszkanie.

Nie maiłam pojęcia co chciał załatwić. Wrócił po dwudziestu minutach z farbą do włosów i czymś małym co trudno mi było określić.

~*~

Jak się okazało Louis był mistrzem pędzla. I po godzinie moje włosy były w ładnym odcieniu niebieskiego. Miały co prawda miejscowe prześwity brązu ale nie były one widoczne. Małym ''czymś'' co przyniósł Louis okazały się soczewki, które zrobiły moje brązowe oczy czymś...niebiesko-brązowym. Następnie Tomlinson zrobił mi mocny makijaż i trudno było mnie poznać. Swoją drogą makijażystą również był nieziemskim. Byłam już gotowa do drogi. Nie warto było mi iść spać na godzinę, gdyż tylko zostało do odlotu samolotu jeśli odjąć czas na odprawę i dojazd na lotnisko. Nie było w tym nic dziwnego, zmiana mojego wyglądu zajęła nam całą noc. Poszło by szybciej gdyby nie to, że moje włosy musiały ''załapać'' kolor, a podczas wkładania soczewek strasznie się szarpałam co tylko utrudniało Louisowi zadanie. Mimo nie wyspania byłam zadowolona, bo teraz mogłam zostać nie zauważona, nawet przez Stylesa. 


~~~~~~~~~~~
Panie i Panowie to chyba najdłuższy rozdział w historii LiB! Postaram się, żeby teraz rozdziały (przynajmniej te wakacyjne) były mniej więcej takie lub dłuższe. W razie pytań ta dziewczyna to ta sama, która była Harriet wcześniej, po prostu się przefarbowała (podobnie jak bohaterka :) ) To chyba na tyle. Do zobaczenia ♥